Oglądanie filmów jest dla mnie zaraz po śnie jedną z najlepszych metod ucieczki od rzeczywistości. Metodą, która uwielbiam i którą często stosuję. Tym częściej, im bardziej chcę się od czegoś odciąć, co w moim przypadku ma miejsce permanentnie ;-)
Z uwagi na fakt, że nie lubię marnować czasu na oglądanie głupot, starannie podchodzę do wyboru filmu. Reserach przebiega u mnie wieloetapowo. Najczęściej zaczynam od wejścia na kino.pecetowiec.pl i sprawdzenia nowości, jakie ukazały się na tej stronie danego dnia. Pierwszą rzeczą, na którą zwracam uwagę jest plakat. Jeśli mi się spodoba, sprawdzam gatunek filmu, rok jego powstania, występujących w nim aktorów i oczywiście oceny. Jeśli na filmwebie ich średnia przekracza wartość 7/10 i jest to dramat, szansa na to, że go obejrzę jest ogromna.
Podobnie było również w tym przypadku. Kiedy dzisiaj o 2 w nocy weszłam na znajomą stronę, moim oczom ukazał się osobliwy plakat z parą znanych mi aktorów: Elisabeth Moss (kto zna serial Mad Men?) oraz Mark’iem Duplass (Siostra twojej siostry). Film pochodzi z tego roku i posiada opis „dramat“. Jednak kiedy weszłam na filmweb okazało się, że informacja o nim jest zerowa. Zero opisu, zero recenzji i praktycznie zero ocen. Zaintrygowało mnie to i postanowiłam obejrzeć film. I bardzo się z tego cieszę. To były jedne z najlepiej spędzonych przeze mnie 90 minut (filmowych) na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy.
Czworo do pary (ang. The One I Love)
Bohaterzy filmu to przechodzące kryzys małżeństwo, które udaje się na terapię.W związku z tym, że nie przynosi ona spodziewanych rezultatów, para postanawia udać się na weekend poza miasto. Psycholog sugeruje, że wspólny wyjazd pomoże im naprawić relację i odbudować łączącą ich niegdyś więź.
Po przybyciu na miejsce okazuje się jednak, że nie będzie to takie proste. Małżeństwu staną na drodze do szczęścia nie tylko oni sami, ale również... oni sami. A raczej ich udoskonalone wersje. Brzmi ciekawie? Dziwnie? Absurdalnie? W istocie tak właśnie jest. Para spotyka bowiem na miejscu lepsze wersje siebie samych, z którymi zaczyna się umawiać i spędzać czas. Co z tego wyniknie i czy małżeństwo wyjdzie z tego bez szwanku – tego Wam nie zdradzę. Powiem tylko, że fabuła filmu jest tak zakręcona, że ciężko ją opisać słowami. Poza tym obawiam się, że to najzwyczajniej w świecie niemożliwe.
Cechą charakterystyczną Czworo do pary jest bardzo ograniczona liczba lokacji. Gabinet psychoterapeuty oraz domek za miastem + domek dla gości to w zasadzie jedyne miejsca, w którzych rozgrywa się akcja. “Kameralność” filmu pogłębia fakt, że występują w nim tylko 3 postaci, z czego jedna (psychoterapeuta) obecna jest w nim tylko przez kilka pierwszych minut.
O czym jest ten film?
Łatwiej byłoby mi powiedzieć, o czym ten film nie jest. Ciężko go bowiem ubrać w jakiekolwiek ramy. Czworo do pary / The One I Love to film o miłości, komedia romantyczna, dramat, sci-fi i film psychologiczny w jednym. Jeśli myśleliście, że takie filmy nie istnieją – myliliście się. A jeśli wydaje Wam się, że takie coś po prostu nie mogło się udać – mylicie się jeszcze bardziej. Czworo do pary / The One I Love jest dowodem na to, że spektakularne plenery i pełna rozmachu akcja wcale nie muszą być wyznacznikiem dobrego filmu. Śmiem twierdzić, że w tym – jakże oszczędnym w formie – dziele, takie efekty były całkowicie zbędne. Pomysł i wykonanie wybroniły się doskonale.
Film wywarł na mnie ogromne wrażenie. Dał mi dokładnie to, czego oczekuję od filmu: skłonił do refleksji i zastanowienia się nad pewnymi rzeczami na nowo. Nad stawianiem pytań i poszukiwaniem na nie odpowiedzi:
- Czy gdybyśmy rzeczywiście mogli być z lepszymi wersjami naszych partnerów, to porzucilibyśmy ich gorsze modele? Te, w których się zakochaliśmy? A jeśli tak, jak świadczyłoby to o naszej miłości do nich? Czy nadal byśmy ich kochali? Czy żałowalibyśmy podjętej decyzji? I wreszcie – czy aby na pewno chielibyśmy być z idealnymi wersjami naszych bliskich?
To tylko niektóre pytania, jakie nasunęły mi się na myśl w trakcie oglądania tego filmu.
Zakończenie Czworo do pary / The One I Love również daje do myślenia. Film zostawia widza bez odpowiedzi, co pogłębia efekt przemyśleń i pytań: jak, dlaczego i co dalej?
Gorąco polecam Wam ten film*. Jeśli go obejrzycie, koniecznie dajcie mi znać, jak Wam się podobał. Jestem niesamowicie ciekawa, czy i Wam przypadnie do gustu.
*To film idealny na wieczór we dwoje. Pod warunkiem, że Wasza druga połówka lubi dające do myślenia filmy o miłości, w których „mało“ się dzieje (tylko z pozoru, ale jednak).
Jakie filmy wywarły na Was ostatnio największe wrażenie? Może moglibyście mi coś polecić? Byłabym, jak to mówi moja znajoma – dźwięczna ;-)