Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że:
- Nie uważam, że zwierzęta ze schronisk są gorsze od rasowych.
- Nie oceniam innych na podstawie tego, czy mają rasowego psa lub kota.
- Nie wymuszam na innych, by kupowali zwierzęta rasowe lub brali zwierzęta ze schroniska.
Mimo to, wiele osób zarzuca mi: głupotę/bezduszność/rozpieszczenie. Śmiem twierdzić, że duża część z nich to zwykli zazdrośnicy i zawistnicy, których nie stać na kupno rasowego zwierzęcia. Wśród nich jest wielu społeczników, lobbujących na rzecz schronisk, którzy działają mi na nerwy. Dlaczego? Z kilku względów:
- Uważają się za lepszych.
Takich, którzy mają lepsze serca i są bardziej wrażliwi na krzywdę itp. Nie byłoby w tym jeszcze nic złego, gdyby nie fakt, że nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością. Dla przykładu: najbardziej zakłamane znane mi osoby robią sobie pozytywny PR za pomocą tego, że przygarniają bezdomne zwierzęta. Kreują się na dobrych a w rzeczywistości są podłymi ludźmi.
- Obnoszą się ze swoją dobrocią.
Tymczasem „naprawdę dobre” osoby nie kreują się na dobroczyńców ludzkości, tylko w ciszy oddają się pomaganiu innym.
- Próbują wpędzać innych w poczucie winy i wzbudzać litość.
Jak to - masz pieniądze, możliwości i nie chcesz okazać serca bezdomnym zwierzakom? Kocham zwierzęta, ale branie na litość na mnie nie działa (ja również nigdy nie brałam nikogo na litość). I nie zmuszaj mnie do tego, bym odpowiadała za błędy i głupotę innych. Na to nie było, nie ma i nigdy nie będzie mojej zgody. Nie czuję się odpowiedzialna za zwierzęta porzucone w lesie, bo to nie ja je porzucam. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Winnego poszukaj sobie zatem gdzie indziej.
- Usiłują za mnie decydować.
Coś, czego nienawidzę. Nikt mi nie będzie mówił, co mam robić, co myśleć i jak się zachować. To moje życie i moje pieniądze. Jeśli będę miała ochotę, to kupię sobie za nie lwa albo słonia. Jeśli nie - pójdę do schroniska i/lub adoptuję jakieś zwierzę. Niezależnie od tego, co zrobię, będzie to moja decyzja. Nie Twoja. I podejmę ją wskutek moich przemyśleń, nie Twoich.
- Są nietolerancyjni.
Nie ma NIC złego w tym, że podobają mi się zwierzęta rasowe. W tym, że jestem snobką też nie. Zatem doceń moją szczerość, bo większości ludzi na taką szczerość nie stać. Ja nie wymuszam na Tobie kupowania rasowego zwierzęcia (choć mogłabym), więc Ty nie wymuszaj na mnie brania zwierząt ze schroniska. W przeciwieństwie do ciebie mam świadomość tego, że czysty altruizm to tylko idea. Najczęściej ludzie nie pomagają dla samego pomagania, tylko po to aby poczuć się lepiej. I by lepiej wypaść w oczach innych. Ale żeby się do tego przyznać, trzeba mieć dużą samoświadomość. I odwagę.
Osobiście uważam, że przygarnianie zwierząt ze schronisk wcale nie jest takie dobre. Paradoksalnie w dłuższej perspektywie czasowej przyczynia się to do zwiększenia liczby bezdomnych zwierząt a nie do jej zmniejszenia. Dlaczego? Ponieważ pomagając pokazuję innym, że mogą bezkarnie wyrzucać swoje zwierzęta do lasu, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto je przygarnie. Czy to wskutek litości czy działań lobbystów. Podobnie jak rozdając pieniądze bezdomnym przyczynię się do tego, że dalej będą się lenić, zamiast zacząć na siebie pracować.
Gdyby pomaganie zwierzętom ze schronisk stanowiło rozwiązanie problemu, liczba bezdomnych zwierząt by malała, schronisk też. Dzieje się jednak zupełnie na odwrót.
Co należałoby zatem zrobić? Walczyć z przyczynami, nie ze skutkami. Zacząć tzw. pracę u podstaw. Uświadamiać ludzi, że:
-
istnieje coś takiego jak pseudohodowla. I że okazyjne kupowanie "rasowych" zwierząt w niskich cenach to ZŁO. Polecam wpis Fashionelki, która poświęciła temu odrębny artykuł na blogu
-
jeśli nie stać nas na kupno rasowego zwierzęcia, lepiej przygarnąć je ze schroniska. Informować jednakże o tym, że wszystkie zwierzaki - nawet te z pozoru darmowe (ze schronisk) też wymagają opieki i nakładów finansowych. I że może się zdarzyć, że zachorują i będzie trzeba wydać kilka tysięcy złotych za zabieg.
Przygotowując się do napisania tego tekstu trafiłam na forum, na którym pewna kobieta opisywała swoją przygodę z kotem przygarniętym ze schroniska. Był "rasowy" i za darmo, więc go wzięła. Po jakimś czasie kot zaczął mieć problemy. I co zrobiła ta kobieta? Zaczęła wypytywać na forum, co powinna zrobić. Kiedy polecono jej pójść do weterynarza i poinformowano, że będzie to kosztować od 50 zł wzwyż, stwierdziła, że nie pójdzie, bo jej na to nie stać. Skąd się biorą tacy ludzie?! Mam rozumieć, że na tym polega bycie dobrym człowiekiem (lepszym od tych, którzy kupują zwierzęta rasowe) - że biorę za darmo zwierzę, które potem umiera, bo szkoda mi pieniędzy na opiekę nad nim?
-
kupując zwierzę rasowe trzeba zrobić research, nie tylko na temat zwierzęcia, ale również hodowli, w tym tego, na co zwracać uwagę kupując rasowe zwierzę.
Ponadto należałoby:
- Promować dobre hodowle z prawdziwego zdarzenia, najlepiej polskie. Bazując na własnym doświadczeniu mogę Wam polecić na razie tylko jedną, w której kupowałam Lorda - Charming Eyes (jeśli znacie jakieś inne godne polecenia, dajcie znać w komentarzach!).
- Zmienić prawo i zakazać powstawania pseudohodowli. W głównej mierze to one przyczyniają się do zasilania schronisk zaniedbanymi zwierzętami z różnymi wadami genetycznymi, których nikt potem nie chce przygarnąć.
- Zaostrzyć kary odnośnie złego traktowania zwierząt.
- I zadbać o to, by kary były nieuchronne (z psychologicznego punktu widzenia to właśnie korelacja nieuchronności i wysokości kary wpływa na zmniejszenie przestępczości).
- Podnieść ceny wszystkich rasowych zwierząt co najmniej dwukrotnie.
Ludzie są niewdzięczni. W dodatku nie doceniają czegoś, co dostali za darmo lub półdarmo. Należy ich więc nauczyć szacunku. I odpowiedzialności. Przykładowo: gdyby przeciętny rasowy kot nie kosztował 600 zł (z pseudohodowli) a 4000 zł to:
- zanim ktoś by go kupił, 2 razy by się nad tym zastanowił
- w rezultacie czego podjęta przez niego decyzja byłaby bardziej odpowiedzialna i przemyślana
- i co za tym idzie - prawdopodobieństwo porzucenia zwierzęcia drastycznie by zmalało
I tak - uważam, że Lord powinien kosztować nie 1700 zł a 4000 zł. To, że żyjemy w biednym kraju, w którym nawet hodowcy muszą zaniżać ceny uważam za godne pożałowania.
Powtarzam raz jeszcze: nie mam nic do zwierząt ze schronisk. Ani do ludzi, którzy je przygarniają. Mam pretensje do wszystkich tych, którzy lobbują na rzecz zwierząt ze schronisk i usiłują wymusić przygarnianie ich. Mam też pretensje o krótkowzroczne myślenie i niedostrzeganie drugiej strony medalu. O to, że się nie zapobiega porzucaniu zwierząt, tylko skupia na tym, by ograniczyć tego skutki.