Na film Ona (Her) zwróciłam uwagę przede wszystkim ze względu na poruszaną przezeń tematykę, którą luźno określiłabym jako miłość w okowach technologii ;-) Akcja filmu rozgrywa się w Los Angeles, w niedalekiej przyszłości. Główny bohater - Theodore (Joaquin Phoenix) trudni się pisaniem listów do różnych ludzi za pomocą urządzeń sterowanych głosem. W zdominowanym przez technologię świecie "białe kołnierzyki" mają bowiem problem z nawiązywaniem i utrzymywaniem relacji interpersonalnych. Umiejętności Theodore są więc dla nich prawdziwym wybawieniem. Niestety, w życiu prywatnym nasz główny bohater boryka się z tymi samymi problemami, co jego klienci. Będący w trakcie rozwodu Theodore z trudem odnajduje się w nowej rzeczywistości. Kiedy więc na rynku pojawia się rewolucyjne oprogramowanie bazujące na sztucznej inteligencji, bez namysłu instaluje je na swoim komputerze i przystępuje do rozmowy z najnowszym wytworem techniki - Samanthą (w tej roli świetna Scarlett Johansson). Wirtualna postać o niezwykle seksownym głosie staje się jego ulubionym rozmówcą, z którym Theodore spędza długie dni i w którym w miarę upływu czasu... zakochuje się. Z wzajemnością. Scena, w której wyjawia ów sekret swojemu przyjacielowi, który dowiedziawszy się o tym proponuje mu podwójną randkę jest jedną z najśmieszniejszych w całym filmie.
Choć film jest dość długi (trwa 2h) i ani razu nie udaje nam się zobaczyć pięknej Scarlett na ekranie, czas mija bardzo szybko. Następuje w nim bowiem kilka bardzo ciekawych zwrotów akcji. I nie mniej ciekawych wydarzeń, jak np. wirtualny seks, w dodatku na kilka różnych sposobów. Jak rozwinie się ta - z pozoru idealna - relacja? Tego Wam nie zdradzę - nie chcę zepsuć Wam seansu.
Ona (Her) stanowi swoiste studium człowieka nowej generacji. Jest niezwykle ciekawy i dający do myślenia. Czyli dokładnie taki, jakie lubię.
- Czy sztuczna inteligencja to przyszłość ludzkości?
- Czy miłość do systemu operacyjnego jest możliwa?
- Czy sztuczna inteligencja może nam zastąpić drugiego człowieka?
To tylko niektóre pytania, z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć w trakcie i po obejrzeniu tego niezwykłego filmu. W zasadzie jedyne, co można mu zarzucić (poza brakiem perfum :P) to zbytni - choć zamierzony - sentymentalizm, rażący zwłaszcza w wydaniu głównego bohatera (jak wiecie, nie przepadam za TAKIMI mężczyznami). Ale głos Scarlett rekompensuje mi tę drobną niedogodność ;-)
Ona (Her) to zdecydownie jeden z najlepszych filmów, jakie oglądałam w ostatnim czasie (oprócz Wyścigu, Wilka z Wall Street i Kapitana Philipsa). Gorąco go Wam polecamm!