Choć urodziłam się w Gliwicach, od piątego do 18-go roku życia mieszkałam na wsi pod Opolem. Nienawidziłam tego miejsca, odkąd pamiętam. Zupełnie nie pasowałam do mentalności tamtejszych ludzi. Nie mających ambicji, chęci wybicia się czy spełnienia wielkich, najbardziej nawet nierealnych marzeń. Ludzi, którzy ciagnęli mnie w dół. Wiedziałam, że jeśli nie zmienię tego otoczenia, prędzej czy później stanę się taka sama. Dlatego przy najbliższej nadarzającej się okazji postanowiłam stamtąd uciec. Początkowo odskocznią od mojego miejsca zamieszkania była nauka w liceum. Wybrałam jedno z tych, które znajdowało się w Opolu, 34 km od mojej wioski. To tam po raz pierwszy zetknęłam się z ludźmi, ktorzy - podobnie jak ja - mieli ambicję i motywację ku temu, by zrobić coś ze swoim życiem. Z czasem Opole przestało mi jednak wystarczać. Chciałam zamieszkać tam, gdzie były największe możliwości rozwoju i gdzie wydawało mi się, że odsetek ludzi ambitnych, wśród których będę się mogła rozwinąć, będzie największy z możliwych. Dlatego postanowiłam wyjechać na studia do Warszawy. Choć nikogo tutaj nie znałam, wyjazd przyszedł mi z łatwością. Od początku czułam się tutaj jak w domu. I tak pozostało do dziś.
Zgodnie z moimi oczekiwaniami okazało się, że ambitnych ludzi jest tutaj bardzo dużo. Jednak w miarę upływu czasu ze zdziwieniem odkryłam, że nie jest to ambicja, o jaką mi chodziło. Choć proces ten przebiegał etapowo, swoje apogeum osiągnął w czasie, kiedy pracowałam w perfumerii Douglas. To właśnie wtedy zaczęłam dostrzegać, że ambicje większości ludzi kończą się na kupnie domu na kredyt, dobrej posadzie w korporacji i kilkunastu dniach urlopu w ciągu roku - czyli czymś, co każdy (przy odrobinie pracowitości i samozaparcia) jest w stanie osiągnąć. Porzuciłam więc dziecięce marzenia o wielkiej karierze w korporacji na rzecz zrobienia czegoś własnego. I wtedy, wspólnie z moim wspólnikiem, założyłam swoją pierwszą w życiu Sp. z o.o. Nasz projekt nie wypalił, ale zbytnio się tym nie przejęłam. Jestem bowiem optymistką i takie porażki odbieram bardziej w kategoriach cennego doświadczenia niż klęski. Poza tym zawsze miałam świadomość tego, że zanim coś mi się uda, kilka razy się potknę.
Do pisania bloga od początku podchodziłam poważnie, traktując go w kategoriach biznesu. Mniej więcej właśnie wtedy zaczęłam szukać osób, które będą mi mogły pomóc w realizacji moich marzeń, mając na uwadze fakt, że blog to jedynie początek większego planu, rozpisanego na co najmniej kilka najbliższych lat. Dla przykładu opiszę Wam, kim są osoby ciągnące mnie w dół w kontekście blogowania a kim są te, które ciagną mnie w górę.
W dół ciagną mnie osoby, które:
- nie cenią i nie szanują swojej pracy, robiąc wszystko za darmo (nie mające podejścia biznesowego)
- ciągle umawiają się na kawy - spotkania, z których nie wynika nic konstruktywnego
- wyciągają ode mnie informacje, niczego nie dając w zamian
- zawistne, które donoszą do innych firm
W górę ciagną mnie osoby, które:
- są w czymś lepsze ode mnie
- mają podejście biznesowe, nie psują rynku i cenią swoją pracę, np. Marcin z bloga nezdeluxe.pl
- wspierają mnie radą lub konstruktywną krytyką - np. Tomek z bloga kominek.in
- oraz oczywiście moi Czytelnicy :)
W tekście 50 faktów o mnie pisałam o tym, że większość moich znajomych to mężczyźni i osoby starsze ode mnie o około 10 lat. Dlaczego? Ponieważ to od nich czerpię największą wiedzę. I to oni codziennie ciągną mnie w górę. Moja znajomość z nimi w dużej mierze opiera się na interesowności. I nie - nie wstydzę się tego przyznać. Utrzymuję kontakt i najwięcej czasu spędzam z tymi, którzy mnie inspirują, pomagają i wspierają. Na innych szkoda mi czasu. To samo oferuję w zamian - wolę, żeby znajomi kontaktowali się ze mną nie po to, żeby poplotkować, ale wtedy, kiedy czegoś potrzebują (lub chcą zrealizować wspólny projekt). Jeśli mogę - z chęcią pomagam. Nie mam wówczas poczucia straty czasu tylko satysfakcję z tego, że zrobiłam coś konstruktywnego. Nie zawsze byłam jednak taka mądra ;-) Kiedyś wydawało mi się, że osoby ciągnące mnie w dół potrzebują pomocy, że mogę je uratować. Spotykałam się z nimi wysłuchując ich narzekań i radząc, co powinni zmienić w swoim życiu. Jednak czas mijał a oni ciągle stali w miejscu. Zniechęcona ich zachowaniem postanowiłam urwać z nimi kontakt. Wbrew pozorom okazało się to bardzo łatwe i niezbyt bolesne. I Wam radzę zrobić to samo - zróbcie selekcję wśród swoich znajomych i pozbądźcie się wampirów energetycznych. Spełnić marzenia pomogą Wam jedynie Ci, którzy sami prowadzą już dziś taki tryb życia, o jakim Wy marzycie. Oni zrozumieją Was najlepiej.
Smutna prawda jest taka, że większość ludzi nie ciągnie nas w górę, tylko w dół. Im szybciej to zrozumiecie i wyeliminujecie takie osoby z Waszego życia, tym lepiej dla Was. Życie jest bowiem za krótkie, by poświęcać czas tym, którzy nie są tego warci.