Poszukując materiałów do nowego tekstu na bloga przypadkiem natknęłam się na artykuł o Swallowable Parfum, zamieszczony na należącym do Gazety Wyborczej portalu kobieta.gazeta.pl. Zajawka artykułu wydała mi się dziwnie znajoma. Postanowiłam więc przeczytać tekst w całości. Po chwili zorientowałam się, że… czytam swój własny artykuł o perfumach w tabletkach.
Oto, jak wygląda artykuł (zaznaczyłam w nim na czerwono fragmenty skopiowane z mojego bloga).
Dla porównania zamieszczam fragment swojego tekstu:
Osoba, która skopiowała fragmenty napisanego przeze mnie tekstu była na tyle bezczelna, że zmieniła datę powstania jej (rzekomo) artykułu. W rezultacie wygląda to tak, jakbym to ja ją skopiowała. Nie wiem, jakie miała motywacje i nie obchodzi mnie to. Powinna była liczyć się z tym, że prędzej czy później to wyjdzie na jaw - takiech rzeczy nie da się ukryć.
Mnie też zdarza się inspirować tym, co napisali inni, ale jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby kopiować czyjąś pracę na zasadzie kopiuj – wklej. Autorka tego plagiatu (niejaka KK) była na tyle leniwa, że nie potrafiła zmienić w tych zdaniach ani jednej rzeczy. Skoro chciała już skopiować mój tekst, mogła zmienić chociaż JEDEN wyraz. Ale nie - łatwiej było skopiować całość i podpisać się pod tym własnym hmmm… nickiem.
Oczywiście źródła też nie chciała podać, bo i po co. Ona w ten sposób zarobi, a wraz z nią portal, dla którego pracuje.
Gdy się uważnie przyjrzeć, to napisany przez kk tekst jest w rzeczywistości jednym wielkim plagiatem - zawiera zlepek skopiowanych z różnych stron zdań. Czy to jest dobre dziennikarstwo? Nie. Zawsze uważałam, że Gazeta Wyborcza to poważna, szanująca się gazeta, której dziennikarze nigdy nie pozwoliliby sobie na żenujący proceder bezprawnego kopiowania tekstów innych osób. Czas pokazał, że się myliłam.