Voyage d‘Hermès ukazał się na rynku w pierwszej połowie 2010 roku. Inspiracją dla jego powstania był motyw podróży. W przeciwieństwie do zapachów z serii Jardin (min. Sur Le Nil czy Après La Mousson), Voyage nie stworzono po to, by przywoływał skojarzenia z konkretnym miejscem na Ziemi, a jedynie prowadził do odkrycia nowych. Aby uniknąć skojarzeń z jakimkolwiek konkretnym miejscem, firma postanowiła nie przedstawiać listy składników zapachu (któż nie pomyślałby o Indiach widząc w opisie cynamon?). Uniseksową kompozycję o „drzewno – piżmowych“ nutach stworzył Jean – Claude Ellena – oficjalny nos domu mody Hermès, odpowiedzialny za sukces takich zapachów jak Terre d’ Hermès czy Kelly Calèche.
Ellena był niegdyś niezależnym twórcą perfum. Tworzył dla takich marek jak: Van Cleef & Arpels (First, 1976), Cartier (Dèclaration, 1998) czy YSL (In Love Again, 1998). Na współpracę z Hermès zdecydował się głównie z tego względu, że pozostała ona jedną z nielicznych firm, które nie prowadzą badań marketingowych sondujących ludzkie preferencje zapachowe celem stworzenia produktów schlebiających masowym gustom:
Kiedy pracowałem dla innych marek czułem się trochę jak dostawca produktu dla marketingu. U Hermès jest inaczej. Nie robimy badań, czy odbiorcom zapach się będzie podobał, czy nie. Nie dorabiamy do tego filozofii.
Słowa te potwierdza w filmie Perfumy. Francuska Finezja Pierre - Alexis Dumas - dyrektor artystyczny i jeden ze spadkobierców rodzinnego imperium Hermès:
U nas się nie testuje. Ideą firmy Hermès jest tworzenie piekna. Uważam, że trzeba wziąć odpowiedzialność za swój akt twórczy. Musimy sprostać temu wyzwaniu tak, jak to robili wszyscy nasi poprzednicy.
Ellena zazwyczaj unika oglądania flakonów przed skomponowaniem zapachu - nie lubi sugerować się ich wyglądem. Dla Voyage d‘Hermès zrobił jednak wyjątek:
„Jego forma wzbudzała tyle emocji w firmie, że nie mogłem się oprzeć, by go wcześniej zobaczyć.“
Flakon zaprojektował Philippe Mouquet, z domem mody Hermès związany od 1989 roku. Zainspirował go kształt Łuku Triumfalnego, widoczny z okna jego mieszkania na paryskiej l'avenue Kléber, a także zestaw podróżny, jaki widział on w muzeum Hermès. W rezultacie powstał bardzo oryginalny i nowoczesny flakon, będący doskonałym przykładem sztuki użytkowej. Zaprojektowano go tak, aby otwierał się podobnie, jak uchylamy drzwi – jednym dotknięciem palca – stąd zastosowanie w nim specjalnego ruchomego elementu, służącego za korek i podstawkę w jednym.
Flakon Voyage przywodzi na myśl różne przedmioty: od kieszonkowej lupy podróżnej, przez kompas, końskie strzemiona aż po przenośny dysk USB. Mnie osobiście Voyage kojarzy się z jednym z telefonów komórkowych Motoroli, a konkretnie z modelem Aura R1 z 2009 roku.
Możnaby przypuszczać, że Mouqet inspirował się tą Motorolą, gdyby nie fakt, że szkice butelki Voyage powstały znacznie wcześniej, bo w 2008 roku. Dowodzą tego poniższe zdjęcia:
W 2010 roku, niedługo po wprowadzeniu perfum na rynek, flakon Voyage zwyciężył w konkursie GQ Grooming Awards na najlepszy projekt butelki. W 2011 roku otrzymał również pierwszą nagrodę dla najlepszego opakowania męskich perfum w corocznym plebiscycie organizowanym przez FiFi UK (odpowiednik filmowych Oscarów).
Wszelkie informacje o zapachu znaleźć można na stronie: http://www.voyagedhermes.com
Tandetna podróbka Oriflame
Kilka miesięcy po premierze Voyage w sprzedaży pojawiła się jego podróbka o nazwie Volume autorstwa Oriflame. Oto, co o zapachu pisze na stronie jego producent:
Woda toaletowa Volume została stworzona specjalnie dla energicznych, nowoczesnych mężczyzn, którzy nie boją się wyzwań i lubią dobrą zabawę. Zapach Volume budzi energię i chęć to podejmowania nowych wyzwań.
Ambasadorem zapachu został Paul van Dyk - niemiecki DJ i producent muzyczny. Próbowałam znaleźć również informacje dotyczące tego, czym inspirowany był flakon zapachu, niestety bezskutecznie. Najwyraźniej producent Volume uznał, że pisanie o tym jest bezzasadne. I słusznie.
Pisałam już, że Oriflame to mistrz patchworkowcyh plagiatów. Podobnie jak w przypadku zapachów Oriflame Mirage i Oriflame Rock Angel, „inspiracja“ nie zakończyła się tu wyłącznie na skopiowaniu flakonu. Spot reklamowy Volume dziwnym zbiegiem okoliczności przypomina reklamę Tokyo by Kenzo. Jest to zdecydowanie jedna z najgorszcyh reklam perfum, jakie kiedykolwiek widziałam (a widziałam ich naprawdę mnóstwo). Niskobudżetowa produkcja nie tylko razi amatorszczyzną, ale również product placement’em (zamierzonym czy nie, ale jednak) – MacBook Pro i Mercedes to zdecydowanie nie to, co powinno się pokazywać w reklamie perfum. Oba spoty dla porównania zamieszczam poniżej:
Reklama Tokyo by Kenzo
Reklama Oriflame Volume
Zastanawiam się, jak firmaa Oriflame może tak bezczelnie kopiować, nie ponosząc z tego tytułu żadnych konsekwencji. Nie wydaje mi się, żeby znanym markom było to totalnie obojętne. Być może jest to problem natury prawnej - trudno jest rozróżnić granicę między inspiracją a zwykłym plagiatem. Niemniej jednak poczynania tej firmy wołają o pomstę do nieba.